Internauci prześcigają się w domysłach, dlaczego podczas drugiej tury przybyło ponad pół miliona wyborców. Pretekstem są nagrania sprzed głosowania i już po nim, gdy przewodniczący PKW podał znacząco różniące się liczby wyborców. Dla części komentujących to dowód na "skręcenie wyborów". Poprosiliśmy PKW o wyjaśnienia.
Trwa szum informacyjny po wygranych przez Karola Nawrockiego wyborach prezydenckich. Co rusz zwolennicy jego kontrkandydata Rafała Trzaskowskiego, w tym politycy Koalicji Obywatelskiej, podają informacje, które w ich mniemaniu podważają wyniki głosowania. W mediach społecznościowych internauci zaczęli nawet publikować własne, szczegółowe analizy danych Państwowej Komisji Wyborczej, ponieważ potwierdziło się kilka przypadków odwrócenia wyników obu kandydatów. Internauci alarmują o "anomaliach wyborczych" i "cudach nad urną".
Jednym z wątków podnoszonym w sieci jest półmilionowa różnica w liczbie wyborców, która miała powstać zaledwie przez trzy dni. Internauci są tym mocno zdziwieni i zaniepokojeni. Niektórzy wprost piszą, że w ten sposób wybory mogły zostać "skręcone". Przypomnijmy, że różnica między Nawrockim a Trzaskowskim to 369 451 głosów, czyli 1,19 punktu procentowego.
W sieci rozpowszechniana jest zbitka dwóch wypowiedzi przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej sędziego Sylwestra Marciniaka z konferencji prasowych, dotyczących drugiej tury wyborów. Najpierw - rzekomo 30 maja 2025 roku - sędzia Marciniak podaje "liczbę wyborców", która wynosi 28 848 733. Potem - rzekomo 2 czerwca, czyli dzień po drugiej turze wyborów - mówi: "liczba wyborców uprawionych do głosowania w chwili zakończenia głosowania wyniosła 29 363 722 osoby". Do wideo ktoś dodał daty i podawane przez szefa PKW liczby.
Czyli mamy liczbę z 30 maja - 28 848 733 i z 2 czerwca - 29 363 722. Różnica to 514 989.
Internauci pytają więc (pisownia wszystkich wpisów oryginalna): "Skąd pojawiło się ponad pół miliona nowych wyborców w trakcie głosowania?"; "Co to qrwa ma być? Sprawdziłam 2 konferencje PKW z 30 maja i 2 czerwca. Liczba osób uprawnionych do głosowania różni się o ponad pół mln! Marciniak przeczytał 28.848.733 przed wyborami i 29.363.722 po wyborach Różnica 514 989 osób"; "My tu gadu gadu o pomyłkach w liczeniu głosów ale czy jest mi ktoś w stanie wyjaśnić to?"; "To jest powód do niepokoju"; "Oto kolejny dowód na to jak II tura mogła zostać przekręcona przez PiS!". Jeden z internautów napisał: "Zadawajmy pytania" i dodał hasztag "#unieważnićwybory".
Andrzej Rozenek, były poseł, który w 2024 roku startował do Parlamentu Europejskiego z listy Koalicji Obywatelskiej, w Radiu Rebeliant mówił o "zdumiewających komunikatach przewodniczącego PKW Marciniaka, któremu w ciągu dwóch dni przybyło pół miliona osób uprawionych do głosowania". I dalej opowiadał: "Też przecieram oczy ze zdumienia, jak to jest możliwe, że raz jest tam 28 milionów, potem jest 29 milionów. Uważni obserwatorzy natychmiast to wychwycili. (...) No coś tu nie gra. A już nie można było rejestrować nowych chętnych do oddania głosu. Coś tutaj w tym zakresie też nie wyszło. (...) Sama ta sytuacja powinna wzbudzić ogromny niepokój w obywatelach, ale przede wszystkim w rządzących. (...) Bo pół miliona ludzi to nie jest hetka pętelka, to jest pół miliona ludzi".
W sieci trwa prześciganie się w domysłach. Część internautów uważa, że może chodzić o obywateli, którzy osiągnęli pełnoletność, a przez to nabyli (czynne) prawa wyborcze. Jednocześnie wydaje im się, że liczba jest zbyt duża. Oceniają: "W całym 2007 roku urodziło się w Polsce 397,9 tysięcy dzieci, a wychodzi na to, że ciągu dwóch tygodni, pełnoletność uzyskało 515 tysięcy"; Czy Urząd Statystyczny potwierdza 500.000 osób które osiągnęło 18 lat w 2 dni?". Zdaniem innych chodzi o dużą liczbę głosujących na zaświadczenie. Przypomnijmy, że dzięki takiemu dokumentowi można potem oddać głos w dowolnym miejscu w Polsce i za granicą. Jeszcze inni domyślają się, że różnica wynika z dopisywania się wyborców do list poza granicami Polski.
Konferencja PKW z 30 maja
Podczas zwołanej 30 maja 2025 roku konferencji prasowej - a więc dwa dni przed ponownym głosowaniem w wyborach prezydenckich - przewodniczący PKW Sylwester Marciniak podawał między innymi szereg danych statystycznych odnoszących się do drugiej tury. Podkreślał, że jest to stan na 30 maja na godz. 11.30. Porównywał je z pierwszą turą. "Jeżeli chodzi o liczbę wyborców, to wynosi 28 848 733 osoby" - poinformował.
Podawał też szereg innych danych: - mówił o liczbie mieszkańców Polski - 35 482 667; "W porównaniu do liczby mieszkańców sprzed dwóch tygodni, to zwiększyła się o cztery tysiące" - komentował sędzia Marciniak; - informował o wydanych zaświadczeniach o prawie do głosowania - 571 999; "Mamy przyrost o przeszło 260 tys. To jest w granicach 80 procent" - mówił; - o liczbie osób uprawnionych do głosowania za granicą - 685 464; "Czyli jest to przyrost blisko 40 procent".
Kilkadziesiąt minut później w odpowiedzi na pytanie jednego z dziennikarzy sędzia Marcinak mówił o liczbie wyborców, która wyniosła "prawie 29 milionów wyborców" i o tym, że niemal 572 tysiące wyborców jest już skreślonych z Centralnego Rejestru Wyborców, ponieważ będą głosować przy pomocy zaświadczeń.
Konferencja PKW z 2 czerwca
Podczas konferencji zwołanej zaś 2 czerwca PKW ogłaszała wyniki wyborów. Sędzia Sylwester Marciniak cytował obwieszczenie w tej sprawie i mówił: "liczba wyborców uprawionych do głosowania w chwili zakończenia głosowania wyniosła 29 363 722 osoby". Podał także, że głosujących na podstawie zaświadczenia o prawie do głosowania było 531 446.
PKW tłumaczy
Z powyższego wynika, że krążące w sieci wypowiedzi sędziego Marciniaka są autentyczne i że rzeczywiście padły - jak wskazano - 30 maja i 2 czerwca. Zapytaliśmy Marcina Chmielnickiego, rzecznika PKW, o ponad półmilionową różnicę w liczbach podanych przez przewodniczącego Marciniaka. Odpowiedział, że ta różnica to nic szczególnego. Stwierdził, że to wynik zmian w spisie wyborców: dopisania przez konsulów wyborców poza granicami kraju; dopisania wyborców w kraju - tych, którzy nie mają miejsca stałego pobytu, a więc nie są przypisani do stałego obwodu głosowania; głosowanie poprzez zaświadczenia.
Ekspertka uspokaja: to ruchy w spisie wyborców
Z takim wytłumaczeniem zgadza się dr Anna Frydrych-Depka, specjalizująca się w prawie wyborczym, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Również w półmilionowej różnicy nie widzi nic niepokojącego. Podkreśla, że przewodniczący Marciniak podawał liczby aktualne na 30 maja na godz. 11.30, a po drugiej turze PKW podała liczby aktualne na moment zakończenia głosowania, czyli na 1 czerwca na godz. 21.
- Przede wszystkim podczas konferencji PKW do liczby wyborców nie mogła zostać dodana liczba wyborców głosujących z zaświadczeniami, a było ich bardzo dużo (niemal 531,5 tys. - red.). Zostaje nam więc 17 tysięcy osób różnicy - liczy w rozmowie z Konkret24. A jej zdaniem ta liczba to wynik "wielu ruchów w spisach do czasu przekazania ich obwodowym komisjom wyborczym". - Jeszcze po godzinie 11.30 30 maja część osób była dodawana do spisu, część wykreślana. Jest pewna grupa wyborców, która w systemie nie jest "nigdzie" podpięta. Dlaczego, jeśli ktoś się na przykład gdzieś zameldował 30 maja po godz. 11.30, to nie mogło go być w spisie wyborców przed tą godziną? Ruchy w spisach wyborców są powodowane też na przykład pomyłkami urzędniczymi. Kogoś nie ma, a powinien być i odwrotnie - wyjaśnia dr Frydrych-Depka.
W poprzednich latach też były różnice
Sprawdziliśmy także liczby uprawionych do głosowania podczas obu tur wyborów prezydenckich, podane w obwieszczeniach PKW. Aktualne w obu przypadkach na moment zakończenia głosowania, czyli na 18 maja na godz. 21 i na 1 czerwca na godz. 21. Są to urzędowe dokumenty. Podczas pierwszej tury ta liczba wyniosła 29 252 340, a dwa tygodnie później - 29 363 722. Różnica między turami to zatem 111 382 osoby.
Sprawdziliśmy, że w poprzednich wyborach również były różnice, choć nie tak znaczące. W 2020 roku było to 63 776, a w 2015 roku - 20 711 osób.
Marcin Chmielnicki, rzecznik PKW, ocenia, że to wynik zdecydowanie większego zainteresowania drugą turą wyborów prezydenckich. - Wynika to przede wszystkim ze zgonów i z nabywania przez osoby pełnoletnie praw wyborczych. Ewentualnie też z "podpinania" części wyborców do systemu - ocenia dr Frydrych-Depka.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Leszek Szymański